Motywowanie podwładnych: Maslow vs. Machiavelli
Wszyscy menedżerowie i firmy mają swoje filozofie na temat motywacji pracowników i zarządzania zespołami. Niektórzy stawiają na współpracę i lojalność. Inni opierają się na duchu współzawodnictwa. Prawdą jest, że w tym obszarze działają różne strategie. Powstaje wobec tego pytanie: czy jesteś bardziej Maslowem, czy Machiavellim?
Te dwa paradygmaty są znane wielu ludziom w świecie biznesu i oznaczają bardzo różne sposoby zarządzania ludźmi.
Hierarchia potrzeb Maslowa mówi, że ludzie mają konkretne wymagania, które muszą zostać zaspokojone, by poczuli się spełnieni. W przypadku pracy są to:
- pieniądze, które pozwolą normalnie i godnie funkcjonować,
- poczucie bezpieczeństwa,
- przynależność do zespołu,
- rozwój zawodowy,
- praca, która w opinii pracownika ma sens i przynosi korzyści całej organizacji i jemu samemu.
To są najważniejsze czynniki motywujące. Im bardziej zadowolony pracownik, tym bardziej jest kreatywny i skuteczny.
Styl makiaweliczny jest zgoła odmienny. Można go streścić jednym zdaniem: lepiej, by się mnie bano, niż kochano. Zasady są surowe, a kary bezwzględne. Głównym motywującym czynnikiem jest lęk przed utratą pracy, ale również silne pragnienie współzawodnictwa. To swoisty program przetrwania dla najlepszych, którzy wykonają zadania niezależnie od okoliczności. To również skuteczne narzędzie selekcji i pozbywania się słabych jednostek.
Wszyscy pewnie znacie sytuacje, gdy oba style są w użyciu. Większość firm, dla których warto pracować stara się wykorzystywać jednak model Maslowa. Google jest zazwyczaj na czele listy takich firm. Nikt nie może przecież zaprzeczyć, że Google odnosi spektakularne sukcesy.
Wiemy też, że w świecie marketingu, finansów i sprzedaży, to wynik oznacza przetrwanie lub upadek. Jesteś albo na fali, albo pikujesz w dół, a każdy ze współpracowników stara się, by prześcignąć cię w drodze do awansu.
Podejście Maslowa jest bardzo skuteczne w budowaniu jedności zespołu, lojalności i stabilizacji, ale nie radzi sobie z sytuacjami, gdy podwładni wpadają w nieuzasadnione samozadowolenie, popadają w rutynę oraz schematyczne myślenie. „Reżim makiaweliczny” z kolei jest efektywny jeśli chodzi o wydobywanie z jednostek skuteczności i kreatywności.
Która ze strategii jest zatem lepsza?
To zależy od celów, które zamierzasz osiągnąć. Strategia Maslowa to promowanie silnych zespołów. To ważne w przypadku, gdy zadanie wymaga ścisłej kooperacji ludzi. Pozwala również na „wyłowienie” potencjalnych liderów. Strategia makiaweliczna koncentruje się na jednostkach. Pracownicy nie muszą współdziałać, ale uczą się wzajemnie poprzez obserwację sukcesów lub porażek swoich kolegów i koleżanek.
Czy istnieje równowaga?
Menedżerowie i liderzy starają się ją znaleźć. Używamy swoistej kombinacji tych dwóch stylów. Jeśli robimy to dobrze, to współistnienie bezpieczeństwa, lojalności i jedności oraz czujności, zuchwałej kreatywności i współzawodnictwa jest możliwe. Świadomość kiedy należy coś dać pracownikom, a kiedy coś zabrać wymaga wiele mądrości i doświadczenia, zwłaszcza gdy zmieniają się okoliczności prowadzenia biznesu.
Czy menedżer może być stale zorientowany na wynik, zapominając o ludziach, jako realnej wartości dla firmy? Czy może promować pracę zespołową i jednocześnie indywidualną doskonałość?
Jedno jest pewne. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.